Dnia 8 listopada, wspominamy w naszym Zakonie świętą Elżbietę od Trójcy Przenajświętszej - karmelitankę bosą z Karmelu w Dijon we Francji. Żyła ona w latach 1880-1906. Elżbieta nigdy nie chodziła do szkoły, miała tylko lekcje prywatne w domu z przedmiotów ogólnych, natomiast bardzo wiele godzin spędziła przy pianinie, gdyż miała wielki talent muzyczny.Jezus pociągał ją do siebie coraz bardziej, a kiedy matka pozwoliła jej wstąpić do Karmelu całkowicie oddała się modlitwie wewnętrznej, chciała być jak instrument, jak cytra w rękach Boga, podatna na każde drgnienie Jego dłoni, całkowicie zasłuchana w Jego głos... Mimo braku wykształcenia, pouczona przez Ducha Świętego głęboko wniknęła w nauczanie św. Pawła Apostoła, szczególnie ważne dla niej były słowa z pierwszego rozdziału Listu do Efezjan, dlatego chciała być "uwielbieniem chwały Bożego Majestatu". Chciała zapominać o sobie, by zajmować się tylko Bogiem w każdym momencie, być zawsze dostrojona do Boga, co wymaga wielkiej prostoty i zapomnienia o sobie, które jest szczególną pamięcią o Bogu. Wydaje mi się, że moim posłannictwem będzie pociąganie dusz przez pomaganie im w wyjściu z siebie - pisała.
Również w listopadzie, 21 listopada 1904 roku, święta Elżbieta napisała, jednym pociągnięciem pióra, tryskającą wprost z serca modlitwę, którą możemy uczynić również naszą modlitwą:
O Boże mój, Trójco Przenajświętsza, którą uwielbiam,
pomóż mi zapomnieć zupełnie o sobie samej,
abym mogła zamieszkać w Tobie
nieporuszona i spokojna,
jakby dusza moja była już w wieczności.
Oby nic nie zamąciło mego pokoju
i nie wyprowadziło mnie z Ciebie;
o mój wieczny Boże,
ale niech każda minuta pogrąża mnie coraz głębiej
w Twoje tajemnice.
Uspokój moją duszę.
Uczyń w niej swoje niebo,
swoje mieszkanie umiłowane i miejsce swego spoczynku.
Obym tam nigdy nie zostawiła Ciebie samego,
lecz abym była tam cała,
cała żyjąca wiarą,
cała adorująca,
cała wydana Twojemu twórczemu działaniu.
O mój Chryste umiłowany, ukrzyżowany z miłości,
chciałabym być oblubienicą Twego Serca.
Chciałabym Cię okryć chwałą,
chciałabym Cię miłować, aż do śmierci z miłości!
Ale czuję moją bezsilność i błagam Cię,
abyś mnie "okrył Sobą", abyś wszystkie poruszenia mej duszy utożsamił z Twoimi;
abyś mnie w Sobie zatopił, zagarnął, zajął moje miejsce,
tak, by życie moje było jedynie odblaskiem Twego życia.
Przyjdź do mnie jako Ten, który uwielbia, wynagradza i zbawia.
O Słowo Przedwieczne, Słowo mego Boga,
chcę spędzić życie moje na słuchaniu Ciebie.
Chcę być w pełni pojętna na zrozumienie Ciebie.
A następnie poprzez wszystkie ciemności,
przez całą pustkę i bezsilność własną
chcę się wpatrywać w Ciebie
i na zawsze trwać w Twojej światłości.
O Gwiazdo moja ukochana, utwierdź mnie,
abym nie mogła oddalić się poza obręb Twoich promieni.
O Ogniu trawiący, o Duchu Miłości, zstąp na mnie,
ażeby w mej duszy dokonało się jakby wcielenie Słowa,
abym była dla Niego jakby nowym człowieczeństwem,
w którym mógłby ponawiać swoją Tajemnicę.
A Ty, mój Ojcze, racz się skłonić ku Twemu maleńkiemu stworzeniu, "okryj je swoim cieniem" i racz w nim widzieć jedynie "Twego Umiłowanego, w którym sobie upodobałeś".
O Boska Trójco, moje Wszystko,
moja Szczęśliwości!
Samotności nieskończona,
Bezmiarze, w którym się gubię,
wydaję się Tobie jako zdobycz.
Ukryj mnie w sobie, zamieszkaj we mnie,
abym ja mogła zamieszkać w Tobie,
czekając na wejście w Twoją światłość
i w przepaść Twego bezmiaru.